W małym miasteczku istniały cztery kościoły: reformowany, katolicki, metodystyczny i baptystyczny.
Każdy z tej czwórki miał poważny problem z wiewiórkami w kościele i każdy znalazł swój sposób, aby poradzić sobie z tym problemem.
Reformowani uznali, że zgodnie z ideą predestynacji wiewiórki będą musiały z nimi po prostu zamieszkać.
Metodyści zdecydowali, że powinni postępować z wiewiórkami z miłością w stylu Karola Wesleya, więc wypuścili je na wolność w parku na skraju miasta. W ciągu trzech dni wszystkie wróciły do kościoła.
Katolicy próbowali je nauczyć katechizmu - jednak te dalej robiły, co chciały.
Baptyści mieli najlepsze rozwiązanie. Głosowali na wiewiórki jako członków. Teraz widzą je tylko na Boże Narodzenie i Wielkanoc.
Nowy pastor postanowił odwiedzać parafian w ich domach, by ich lepiej poznać. Gdy przybył do jednego z domów i zapukał, nikt mu nie otworzył drzwi, choć wydawało się oczywiste, że ktoś jest w środku, ponieważ paliło się światło i przez okno było widać i słychać włączony telewizor. Pukał więc dłużej, ale bezskutecznie - nikt nie otworzył. Dlatego wyjął wizytówkę i napisał na odwrocie "Objawienie 3:20a' i wsadził do szpary między futrynę i drzwi.
W następną niedzielę, gdy odebrał koszyczek z kolektą, stwierdził, że w środku, oprócz zebranych pieniędzy, znajduje się jego wizytówka, którą zostawił w drzwiach, a na niej znajduje się odpowiedź: "🛀 + Księga Rodzaju 3:10"
Sięgając po Biblię, by sprawdzić cytat, niemal kładł się ze śmiechu. Objawienie 3:20 zaczyna się: "Oto stoję u drzwi i kołaczę". Księga Rodzaju 3:10 brzmi: „Usłyszałem Twój głos w ogrodzie, przestraszyłem się, bo jestem nagi, i ukryłem się”.
Ucząc dzieci o światowych religiach, nauczycielka poprosiła uczniów, aby przynieśli na zajęcia symbol wiary ich rodziny. Następnego dnia poprosiła każdego ucznia, aby się zgłosił i opowiedział klasie o swym symbolu.
Pierwsze dziecko powiedziało: "Jestem muzułmaninem, a to jest mój dywanik modlitewny."
Drugie dziecko powiedziało: "Jestem Żydem, a to jest menora mojej rodziny".
Trzecie dziecko powiedziało: "Jestem rzymskokatolikiem, a to jest różaniec mojej mamy."
Czwarte dziecko powiedziało: „Jestem greckim prawosławnym, a to jest ikona mojego patrona”.
Piąte dziecko powiedziało: "Jestem metodystą, a to jest moje ubranie żaroodporne".
Pewnego pięknego niedzielnego poranka pastor oznajmił parafianom „Moi dobrzy, mam tu w moich rękach trzy kazania... kazanie za 100 dolarów, które trwa pięć minut, kazanie za 50 dolarów, które trwa piętnaście minut i kazanie za 10 dolarów, które trwa całą godzinę. Więc teraz zbierzemy kolektę i zobaczymy, które wybraliście"...
Młody duchowny, który właśnie wyszedł z seminarium, postanowił podjąć pracę w policji, aby zdobyć pewne doświadczenie, które jego zdaniem przyda mu się w późniejszej pracy. Jednym z pytań na egzaminie ustnym było: „Co byś zrobił, aby zmusić wzburzony tłum do rozejścia się?” Odpowiedział: „Zebrałbym kolektę”.
Było dwóch złych braci. Byli bogaci i używali swoich pieniędzy, aby skrywać swe złe występki przed opinią publiczną. Chodzili nawet do tego samego kościoła i tam jawili się doskonałymi chrześcijanami.
Potem ich pastor przeszedł na emeryturę i zatrudniono nowego. Nowy pastor nie tylko przejrzał oszustwo braci, ale także miał dar wypowiadania się na wysokim poziomie i zgodnie z prawdą. Liczba członków kościoła dzięki temu rosła i rozpoczęto zbieranie funduszy w celu powiększenia budynku kościoła. Nagle jeden z braci zginął. Pozostały przy życiu brat przyszedł do nowego pastora dzień przed pogrzebem, wręczył mu czek na kwotę potrzebną do rozbudowy i powiedział: "Mam tylko jeden warunek. Na pogrzebie musisz powiedzieć, że mój brat był święty." Pastor dał słowo, że tak zrobi i zdeponował czek.
Następnego dnia, na pogrzebie, pastor nie powstrzymał się: "Był złym człowiekiem - powiedział - Zdradził swoją żonę i znęcał się nad rodziną". Na koniec podsumował: „Ale w porównaniu ze swoim bratem był ŚWIĘTY”.
"Pastorze, mam nadzieję, że nie wziąłeś tego do siebie" - powiedziała zawstydzona kobieta po nabożeństwie - "kiedy mój mąż wyszedł podczas twojego kazania."
"Uważam, że to raczej niepokojące" - odpowiedział pastor.
"Ale to nie było z braku szacunku dla ciebie, pastorze" - tłumaczyła dalej kobieta - "Fred już od dzieciństwa chodzi we śnie".
Pastor w miejscowości rolniczej zwołał spotkanie modlitewne, aby modlić się o deszcz podczas poważnej suszy. Tego bezchmurnego poranka kościół był przepełniony. Kiedy podszedł do ambony, rozejrzał się uważnie, po czym zadał zgromadzonym następujące pytanie. "Wszyscy wiecie, po co tu przyszliśmy. A ja chcę wiedzieć, dlaczego nikt z was nie wziął ze sobą parasola?"
Nauczyciel szkółki niedzielnej zapytał małego chłopca, czy według niego, że Noe łowił ryby, gdy był na Arce. Chłopiec odpowiedział: "Nie, to niemożliwe - jeśli miał po parze zwierząt, to miał tylko dwa robaki!"
Pastor obudził się w niedzielę rano i widząc, że jest to wyjątkowo piękny i słoneczny wczesnowiosenny dzień, zdecydował, że po prostu musi zagrać w golfa. Więc... powiedział kaznodziei pomocniczemu, że nie czuje się dobrze i przekonał go, aby tego dnia poprowadził za niego nabożeństwo i wygłosił kazanie. Gdy tylko uzyskał zgodę, odłożył telefon i wyruszył z miasta na pole golfowe oddalone o około 70 kilometrów. Uznał, że w ten sposób nie spotka przypadkowo nikogo ze swojego kościoła.
Był sam na polu golfowym. W końcu był niedzielny poranek, a wszyscy inni byli w kościele! Mniej więcej w tym czasie święty Piotr pochylił się nad Panem, spoglądając z nieba i wykrzyknął:
"Boże, nie pozwolisz, by mu to uszło na sucho, prawda?"
Pan Bóg westchnął i powiedział: "Nie, raczej nie".
Właśnie wtedy pastor uderzył piłkę, która wystrzeliła z impetem i wpadła do dołka z odległości aż 400 metrów. To był światowy rekord trafienia piłki do dołka jednym uderzeniem (dotąd najlepszy wynik osiągnął amerykański golfista Lou Kretlow, który w 1961 roku na Miramar Golf Course w Kalifornii trafił do dołka z odległości 427 jardów, czyli 390,4 m).
Święty Piotr był zdumiony. Spojrzał na Pana Boga i zapytał: "Dlaczego pozwoliłeś mu osiągnąć taki rekord?"
Pan Bóg uśmiechnął się i odpowiedział: "A komu on się pochwali?"
Duchowny poszedł do hodowcy kupić konia. Hodowca powiedział: „Mam idealnego konia dla bogobojnego człowieka. Koń ten został wychowany przez religijną rodzinę. Nie można powiedzieć 'Wio', żeby go zmusić do ruszenia do przodu. Trzeba powiedzieć "Chwała Panu". A kiedy chcesz, żeby się zatrzymał, nie możesz powiedzieć 'Prrr', tylko musisz powiedzieć 'Amen'." Duchowny zapłacił za konia, wsiadł na niego i powiedział: „Chwała Panu”. Koń ruszył zgodnie z oczekiwaniami w kierunku celu, ale po kilku milach koń został wystraszony przez węża i wystartował galopem w kierunku klifu, który graniczył z rzeką dwieście stóp poniżej. W panice duchowny krzyknął "Prrr!" zapominając o instrukcjach udzielonych przez hodowcę. W końcu w ostatniej chwili przypomniał sobie i krzyknął: „Amen!”, zatrzymując konia na skraju klifu. "Wow, to było blisko" - powiedział wdzięczny Bogu duchowny i wykrzyknął: "Chwała Panu!"
Ksiądz katolicki, pastor ewangelikalny i guru siedzieli dyskutując o najlepszych pozycjach do modlitwy, podczas gdy w pobliżu pracował serwisant telefoniczny. "Klęczenie to zdecydowanie najlepszy sposób na modlitwę" - powiedział ksiądz. "Nie" - zaprotestował pastor - "My uzyskujemy najlepsze wyniki stojąc z rękami wyciągniętymi do Nieba". "Obaj się mylicie" - stwierdził guru - "Najskuteczniejszą pozycją modlitewną jest leżenie na podłodze". Serwisant telefoniczny nie mógł się już powstrzymać: "Hej, chłopaki" - przerwał - "Najlepszą modlitwą, jaką kiedykolwiek wypowiedziałem, była ta, gdy wisiałem do góry nogami na słupie telefonicznym".
Pastor, który nie był zbyt popularny w swoim zgromadzeniu, ogłosił w jedną niedzielę: „Pan Jezus powiedział mi, że ma dla mnie pracę gdzie indziej. Przeprowadzę się do innego miasta". Zgromadzenie wstało spontanicznie i zaśpiewało: „Jezus jest mym przyjacielem..."
Pewnego niedzielnego ranka matka weszła do pokoju syna, aby obudzić go i powiedzieć mu, że nadszedł czas, aby przygotować się do kościoła, na co ten odpowiedział: „Nie idę”. "Dlaczego nie?" - zapytała. "Dam ci dwa dobre powody" - odpowiedział - "(1), oni mnie nie lubią, i (2), ja ich nie lubię". Na to matka odpowiedziała: „Podam ci dwa dobre powody, dla których powinieneś iść do kościoła: (1) masz 59 lat i (2) jesteś pastorem!”
Dlaczego Bóg stworzył mężczyznę przed kobietą? Nie chciał dostawać rad.
Czterech duchownych z tego samego miasta rozmawiało pewnego wieczoru przy kawie. Tematem były ich słabości i każdy z nich zgodził się, że je ma. Pierwszy powiedział, że ma problem z piciem - od czasu do czasu lubi wypić kieliszek lub dwa whisky, czasem nawet za dużo. Drugi powiedział, że jego problemem hazard jest hazard i nie potrafi się oprzeć obstawianiu zakładów na mecze piłki nożnej. Trzeci powiedział, że nie ma takich problemów, ale oszukuje na podatku dochodowym. Czwarty powiedział, że nie ma problemu z piciem, hazardem lub uchylaniem się od podatku dochodowego, ale ma jedną poważną wadę: „Po prostu uwielbiam plotkować, a teraz nie mogę się doczekać, kiedy stąd wyjdę!".
Ateista spędzał spokojny dzień na łowieniu ryb, gdy nagle jego łódź została zaatakowana przez potwora z Loch Ness. W okamgnieniu bestia wyrzuciła go razem z łodzią wysoko w powietrze i zaraz otworzyła usta, by go połknąć.
Wtedy mężczyzna zawołał: "O mój Boże! Pomóż mi!"
Od razu zaciekła scena ataku zamarła w miejscu, a gdy ateista wisiał w powietrzu, z chmur dobiegł dudniący głos: „Myślałem, że we Mnie nie wierzysz!”
"No weź, Boże, nie bądź drobiazgowy" - błagał mężczyzna - "Dwie minuty temu nie wierzyłem też w potwora z Loch Ness!"
Młoda kobieta przyprowadziła do domu swego narzeczonego, by rodzice mogli go poznać. Po obiedzie jej ojciec zaprosił młodzieńca do swego gabinetu na pogawędkę.
"Więc, jakie masz plany?" - zapytał.
"Jestem teologiem" - odpowiedział młody człowiek.
"Godne podziwu" - przyznał ojciec - "Ale, co zrobisz, aby zapewnić mojej córce odpowiednie warunki?"
"Będę się uczyć, a Bóg zapewni" - wyjaśnił młody człowiek.
"A będziesz was stać na utrzymanie dzieci?" - zapytał ojciec.
"Bóg zapewni", powiedział młody człowiek.
Mężczyźni opuścili gabinet, a żona zapytała go: „Jak poszło?”
"Wiesz, nawet go lubię" - odpowiedział żonie - Nie ma pieniędzy ani planów zatrudnienia, ale z drugiej strony, schlebia mi, że on myśli, że jestem Bogiem".
Amisz z synem po raz pierwszy odwiedzili nowoczesne centrum handlowe. Byli zdumieni niemal wszystkim, co widzieli, ale przede wszystkim dwiema błyszczącymi, srebrnymi ścianami, które mogły się rozsuwać i znów zsuwać. Chłopiec zapytał ojca: „Co to jest, tato?” Ojciec odpowiedział: "Synu, nigdy w życiu nie widziałem czegoś takiego, nie wiem, co to jest."
Podczas gdy chłopiec i jego ojciec patrzyli na tę srebrną ścianę, starsza pani na wózku inwalidzkim ruszyła w kierunku poruszających się ścian i nacisnęła przycisk. Ściany się otworzyły i pani przetoczyła się między nimi do małego pokoju. Ściany się zamknęły, a chłopiec i jego ojciec patrzyli, jak zapalają się małe kręgi świateł z liczbami nad ścianami. Potem zobaczyli, że koła świecą w odwrotnym kierunku. Ściany znów się otworzyły i wyszła piękna 24-letnia kobieta.
Zdumiony ojciec natychmiast powiedział do syna: "Idź szybko po swoją matkę".
Stary żebrak leżał na łożu śmierci. Swe ostatnie słowa skierował do swojego młodego syna, który był jego stałym towarzyszem podczas jego żebraczych wypraw. „Drogi synu – powiedział - nie mam ci nic do zaoferowania oprócz bawełnianej torby i brudnej brązowej miski, którą kupiłem za młodu na wyprzedaży używanych rzeczy bogatej damy”.
Po śmierci ojca chłopiec nadal żebrał, używając miski, którą dostał od ojca.
Pewnego dnia kupiec złota wrzucił monetę do miski chłopca i zdziwił się, słysząc znajomy dźwięk. „Pozwól, że sprawdzę twoją miskę” — powiedział kupiec.
Ku swemu wielkiemu zdziwieniu odkrył, że miska żebraka została wykonana z czystego złota. „Mój drogi młody człowieku – powiedział - dlaczego marnujesz swój czas na błaganie? Jesteś bogatym człowiekiem. Ta twoja miska jest warta co najmniej trzydzieści tysięcy dolarów”…
Pewnego dnia dobry, bogaty człowiek zauważył nędzne warunki, w jakich żył pewien biedny cieśla. Postanowił pomóc biedakowi i zlecił mu budowę pięknego domu.
Powiedział mu: Chcę, żeby ten dom był idealny. Użyj tylko najlepszych materiałów, zatrudnij tylko najlepszych robotników i nie oszczędzaj na kosztach".
Następnie poinformował go, że wybiera się w podróż i ma nadzieję, że ten ukończy dom przed jego powrotem. Cieśla potraktował to jako okazję, na której mógł zarobić, więc poskąpił materiałów, wynajął kiepskich robotników i ich błędy ukrył za pomocą farby.
Gdy bogacz wrócił z podróży, cieśla przyniósł mu klucze do tego domu i oczekiwał zapłaty - twierdził też, że postępował zgodnie z instrukcjami bogacza co do materiałów budowlanych, jakości i wyboru najlepszych robotników.
Bogacz wręczył mu klucz z powrotem i powiedział: "Ten dom, który zleciłem ci zbudować, jest dla ,ciebie i twojej rodziny. Daj mi więc wszystkie rachunki związane z budową, a ja je tylko ureguluję".
(Donald N. Mosser)
Pewna staruszka była u kresu swego życia, gdy pewnej nocy po zamknięciu oczu ujrzała jasne światło i przeniosła się do innego miejsca. Nie umarła jednak, tylko obudziła się i zastała zebraną przy swym łóżku rodzinę. Uśmiechnęła się i powiedziała: „Widziałam niebo i piekło”.
„Jak to?” – zapytał syn.
Na to wyjaśniła: „Weszłam do miejsca, gdzie było dwoje drzwi. Gdy otworzyłam pierwsze, zobaczyłam piekło. To, co tam zobaczyłam, dało mi dużo do myślenia. Była tam jadalnia wypełniona rzędami suto zastawionych stołów. Wszystko wyglądało i pachniało wyśmienicie, ale ludzie siedzący przy stołach byli wychudzeni, schorowani i jęczeli z głodu. Gdy podeszłam bliżej, zauważyłam, że każda osoba trzyma bardzo długą łyżkę, która pozwalała sięgnąć po każde danie, jednak była zbyt długa, by dostarczyć pożywienie do swych ust. Choć każdy próbował wielokrotnie i na różne sposoby coś zjeść, łyżka ocierała się długą rączką o ściany i nie mieli szans trafić do swych ust. Mimo obfitości jedzenia, jakie mieli przed sobą, umierali więc z głodu”. Rodzina słuchała zadziwiona, a staruszka kontynuowała opowieść: „Opuściłam to okropne miejsce i otworzyłam drugie drzwi, które prowadziły do nieba. W środku zdziwiłam się, gdy mym oczom ukazała się ta sama sceneria – jadalnia wypełniona rzędami stołów, a na tych stołach cudowna uczta. Inni byli tylko siedzący tam ludzie. Ci nie jęczeli z głodu, lecz siedzieli zadowoleni i rozmawiali ze sobą nasyceni obfitością pokarmów. Podobnie jak ci w piekle, oni również trzymali bardzo długie łyżki. Na początku tego nie rozumiałam. Ale w pewnym momencie jakaś kobieta zanurzyła swą łyżkę w misce przed nią i zamiast walczyć, by trafić z jedzeniem do swych ust, wyciągnęła łyżkę i nakarmiła siedzącego naprzeciwko niej mężczyznę. Ten, zadowolony i już nie głodny, podziękował i odwdzięczył się tym samym – podał jej swą łyżką jedzenie. Wtedy zrozumiałam różnicę między niebem a piekłem" - powiedziała staruszka do swej rodziny – „Kochani, to nie są ani cechy miejsca, ani obfitość zasobów, ale sposób, w jaki ludzie traktują się nawzajem”.
Kościół zorganizował piknik i zaprosił nań całą społeczność. Pastor umieścił na jednym końcu stołu kosz pełen jabłek i dodał napis: "Weź tylko jedno jabłko, proszę - pamiętaj, że Bóg patrzy."
Na drugim końcu stołu stał talerz ciasteczek, na którym jedno z dzieci umieściło napis: "Weź wszystkie ciasteczka, które chcesz - Bóg obserwuje jabłka".
Pewien człowiek umarł i chcąc iść do nieba, stanął przed św. Piotrem przed perłową bramą.
Św. Piotr oznajmił: "Oto jak to działa. Potrzebujesz 100 punktów, aby wejść do nieba. Mówisz mi wszystkie dobre rzeczy, które zrobiłeś, a ja daję ci określoną liczbę punktów za każdą rzecz, w zależności od tego, jak dobra ona była. Kiedy osiągniesz 100 punktów, dostaniesz się do nieba."
„Dobrze” - powiedział mężczyzna - „Uczęszczałem do kościoła w każdą niedzielę”
"To dobrze" - odpowiedział św. Piotr - „To jest warte dwóch punktów”
"Dwa punkty?" - zdziwił się mężczyzna - "Cóż, oddałem 10% wszystkich moich dochodów do kościoła"
"Cóż, zobaczmy" - odpowiedział św. Piotr - "To jest warte kolejne dwa punkty. Czy zrobiłeś coś jeszcze?"
"Dwa punkty? Słabo! Co powiesz na to, że założyłem kuchnię dla ubogich w moim mieście i pracowałem w schronisku dla bezdomnych weteranów?"
"Fantastycznie, to na pewno jest warte punktu" - usłyszał odpowiedź św. Piotra.
"Hmmm..." - odpowiedział na to -"Byłem żonaty z tą samą kobietą przez 50 lat i nigdy jej nie zdradziłem, nawet w moim sercu."
"To wspaniale" - stwierdził z uznaniem św. Piotr - "To jest warte trzy punkty!"
"TRZY PUNKTY!!" - zawołał rozczarowany mężczyzna - "W tym tempie jedynym sposobem, w jaki dostanę się do nieba, jest łaska Boża!"
Na to usłyszał: "Wejdź!"
Mały chłopiec czekał, aż matka wyjdzie ze sklepu spożywczego. Gdy czekał, podszedł do niego mężczyzna, który zapytał: „Chłopcze, czy możesz mi powiedzieć, gdzie jest poczta?”
Mały chłopiec odpowiedział: "Musi pan iść prosto tą ulicą i potem skręć w prawo"
Mężczyzna uprzejmie podziękował chłopcu i powiedział: "Jestem nowym pastorem w mieście i chciałbym, żebyś przyszedł do kościoła w niedzielę. Pokażę ci, jak dostać się do nieba"
Mały chłopiec odpowiedział z chichotem: "Ups, jasne! Ty nawet nie znasz drogi na pocztę!"
Mała dziewczynka zapytała matkę: "Skąd pochodzą ludzie?"
Matka odpowiedziała: „Bóg stworzył Adama i Ewę i mieli dzieci i tak została stworzona cała ludzkość”.
Kilka dni później dziewczynka zadała to samo pytanie. ojcu
Ojciec odpowiedział: „Wiele lat temu istniały małpy, z których wyewoluowała rasa ludzka”.
Zdezorientowana dziewczynka wróciła do matki i powiedziała: "Mamo, jak to możliwe, że powiedziałaś mi, że zostaliśmy stworzeni przez Boga, a tatuś powiedział, że pochodzimy od małp?"
Matka odpowiedziała: "Cóż, kochanie, to bardzo proste. Ja opowiedziałem ci o mojej stronie rodziny, a tata opowiedział ci o swojej."
Włamywacz włamał się do domu i rozglądał się. Usłyszał cichy głos mówiący: "Jezus cię obserwuje". Myśląc, że to tylko jego wyobraźnia, kontynuował poszukiwania. Znowu głos powiedział "Jezus cię obserwuje". Odwrócił latarkę i zobaczył papugę w klatce. Zapytał papugę, czy to ona mówi, a papuga powiedziała: "Tak". Zapytał papugę, jak ma na imię, a papuga powiedziała: "Mojżesz". Włamywacz zapytał: „Co to za ludzie, co nazwali papugę Mojżeszem?” Papuga powiedziała, "To ci sami, co nazwali swego owczarka niemieckiego Jezusem".
Kolekcjoner rzadkich ksiąg wpadł na starego przyjaciela, który powiedział mu, że właśnie wyrzucił starą Biblię, którą znalazł w zakurzonym, starym pudełku. Przypomniał, że jakiś Guten-coś-tam to wydrukował.
"Nie przypadkiem Gutenberg?" - spytał kolekcjoner.
"Tak, to było to!"
"Czy wiesz, co zrobiłeś? Wyrzuciłeś jedną z pierwszych książek, jakie kiedykolwiek wydrukowano. Kopia niedawno sprzedała się na aukcji za pół miliona dolarów!"
"Och, nie sądzę, żeby ta książka miała podobną wartość - odpowiedział przyjaciel - Ta była pobazgrana na marginesie przez jakiegoś faceta, jakiegoś Martina Lutra"...
Umierający stary kaznodzieja wysłał wiadomości do dwóch członków swego kościoła: do bankiera i do prawnika, prosząc, by obaj przyszli do jego domu. Kiedy przyszli, zaprowadzono ich do jego sypialni, a gdy tam weszli, kaznodzieja wyciągnął ręce i skinął na nich, aby każdy z nich usiadł po jednej stronie łóżka - jeden po lewej, drugi po prawej stronie. Gdy tak zrobili, chwycił ich za ręce, westchnął z zadowoleniem, uśmiechnął się i spojrzał w sufit.
Zarówno bankier, jak i prawnik byli wzruszeni i schlebiało im to, że kaznodzieja zaprosił właśnie ich, by byli z nim w ostatnich chwilach jego życia. Byli również zdziwieni, gdyż kaznodzieja nigdy nie dawał im żadnych wskazówek, że któregoś z nich szczególnie darzy sympatią. Obaj pamiętali wiele jego długich, niewygodnych kazań o chciwości, żerowaniu na ubogich i wykorzystywaniu czyjejś niedoli do zarabiania pieniędzy. Kazania te zawsze sprawiały, że wiercili się na swoich miejscach.
W końcu bankier zapytał: "Powiedz nam, dlaczego poprosiłeś akurat nas, abyśmy przyszli?"
Stary kaznodzieja zebrał siły, a potem powiedział słabym głosem: „Pan Jezus umarł między dwoma łotrami i ja też tak chcę odejść".
W Jerozolimie dziennikarz usłyszał o bardzo starym Żydzie, który od wielu lat codziennie, dwa razy dziennie, przychodzi do Ściany Płaczu, aby się modlić. Poszedł więc tam, by go spotkać. Zobaczył tego Żyda i patrzył, jak się modli i po około 45 minutach, kiedy Żyd zakończył modlitwę, podszedł do niego, by z nim porozmawiać.
"Proszę pana, jak długo pan przychodzi do Ściany Płaczu i się modli?" - zapytał.
"Przez około 50 lat" - odpowiedział stary człowiek.
"50 lat! To niesamowite! O co pan się modli?"
"Cóż, modlę się o pokój. Modlę się, aby cała nienawiść ustała i modlę się, aby wszystkie nasze dzieci dorastały mądrze, w bezpieczeństwie i przyjaźni".
"Jak się czujesz po robieniu tego przez 50 lat?"
"Jakbym mówił do ściany!"